czwartek, 6 marca 2014

Postanowienia noworoczne ROZLICZENIE

Dzisiejszy dzień to 63 dzień mojej nowej ja. Jako że przeciętny Polak w okolicach 18 stycznia załamuje się i porzuca swoje noworoczne postanowienia, zdecydowałam, że dziś jest dobry dzień na to, by podsumować, co udało mi się zrealizować jak dotąd, uczcić i przypieczętować swoje nowe, lepsze życie.

Przez 8,5 tygodnia ćwiczeń z Shaut T (T25) jedynie dwa razy opuściłam trening- raz bo było już późno, a organizm wołał o promile, a drugi raz, bo byłam chora. Po chorobie do ćwiczeń wróciłam bez problemu, no może z małą zadyszką...ale teraz już jest cudownie. Myślę, że ta przerwa chorobowa w sumie wyszła mi na dobre, bo mięśnie odpoczęły i teraz ćwiczę z jeszcze większym zapałem (kolejny trening dokładnie po ukończeniu tego posta).

Po 63 dniach straciłam 10,2 kg siebie. Tej niepotrzebnej, starej ja, która mi ta strasznie ciążyła. Ile przede mną? nie wiem, utrata wagi to jedynie skutek uboczny moich zmian w głowie. A nie zamierzam wracać do starej swojej wersji. Centymetrowo poszło jakieś 46 cm na obwodach łącznie, także mam się czym pochwalić, no i pora wymienić gacie :)

Ćwiczenia fizycznie zajmują mi codziennie 33 minuty (25 min z Shaun'em i 8 min na ćwiczenia brzucha- do odnalezienia tutaj), pozostałe 27 minut z godziny poświęcam na czytanie (to w sumie takie minimum, ale coś trzeba sobie na start założyć). Razem to pełna godziny pracy nad sobą dziennie- mniej więcej tyle co odcinek serialu w TV włączając w to reklamy. Niewiele, prawda?
Codziennie zjadam maksymalnie 1200 kcal rozbitych na 5 posiłków. Mniej więcej trzy posiłki po 300 kcal i przekąski po 150 kcal w odstępach około trzygodzinnych. Regularne posiłki to nie lada nowość dla mojego organizmu. Zniknęły też migreny i dolegliwości brzuchowo-takie tam.

Wyrobiłam w sobie nawyk codziennego ogarniania skrzynki i pracy z kalendarzem zadań. Ponadto rodzinnie z mężem pracujemy na googlowym kalendarzu planując swój tydzień, dzięki czemu unikamy kłótni i nieporozumiem, kto, gdzie, kiedy, czym ma się zajmować. Daleko mi jeszcze do ideału- zdarza mi się nie zapisać np. projektu unijnego na dysku i zgubić go w mailach, a danych nie archiwizuję w ogóle. No i to pójdzie do poprawki w marcu.

Udało mi się też znaleźć chwilę, by wyskoczyć do Krakowa na szkolenie. Trochę dla samej siebie, ale przede wszystkim chciałam trochę poćwiczyć na sobie działanie mnemotechnik, które będę wprowadzać na zajęciach w mojej szkole.

Wreszcie robię zakupy tylko raz w tygodniu! W piątek po pracy zbieram syna i lecimy z koszykiem przez Lidla tudzież Biedronkę i mamy spokój. Zazwyczaj zakupione w piątek żarcie kończyło się już w poniedziałek. To też chyba efekt nowych nawyków żywieniowych.

Udało mi się natchnąć do zmiany siebie 4 osoby. To chyba jeden z większych sukcesów tych kilkudziesięciu dni.

A wszystko to wzięte razem powoduje, że mam mnóstwo energii i chodzę jak na wiecznym amfetafinowo-endorfinowym haju. Polecam działkę dziennie :) It works miracles!

p.s. tego ze zdjęcia jeszcze nie opanowałam, ale dajcie mi chwilę, nie wszystko na raz!





*grafika http://galeria.plock24.pl/

3 komentarze:

  1. Życzę Wam wielu ciekawych doświadczeń oraz wytrwałości w tworzeniu bloga!! Aga Tobie gratulujemy metamorfozy! Wielka rzecz- 3mamy kciuki za dalsze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam Kciuki!! Wiem, że dasz radę :-) A widzę że zmiany WIELKI już nie mogę się doczekać kiedy się spotkamy i poznam nową Agnieszkę :-) Cameela

    OdpowiedzUsuń
  3. Pełen szacun za wytrwałość i mega pozytywne nastawienie :)
    Tak trzymać moja droga... biorę przykład :)

    OdpowiedzUsuń